- Butler! - krzyczę, siadając na ganku swojego domu. Ryan mieszka po drugiej stronie ulicy, więc jesteśmy praktycznie nie rozłączni, jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi chyba od zawsze. Chłopak otwiera okno swojego pokoju i wygląda, by po chwili zawiesić na mnie wzrok.
- Czego chcesz, Bieber? - parska śmiechem, a ja marszczę czoło. On sobie pogrywa.
- Mieliśmy iść grać w kosza, pamiętasz? - śmieję się, a chłopak kiwa głową. Znika w czeluściach pokoju, zapewne zmieniając ubrania, a po chwili wychodzi z domu. W jednej ręce trzyma butelkę wody i piłkę, a w drugiej komórkę. Najprawdopodobniej załatwia ekipę na mecz. Po chwili jednak przestaję się nim interesować, zauważając po prawej stronie nadjeżdżającą ciężarówkę firmy przeprowadzkowej, a za nim samochód. Po chwili zatrzymują się pod domem wydanym na sprzedaż i dopiero teraz spostrzegam, że został on sprzedany.
Z samochodu wysiada kobieta, około trzydziestu lat i facet w tym samym przedziale wiekowym. Następnie auto opuszcza dwóch małych chłopców, którzy zaczęli krzyczeć i biegać, potem jakiś lamus, w moim wieku z okularami, ubrany w sweterek i jakieś sztruksy. Wzdrygam się, uh. Już mam się odwrócić, kiedy zauważam ciemne włosy, sięgające do ramion i drobną sylwetkę, kierującą się do drzwi. Mrużę lekko oczy, laska. Niestety nie ma więcej niż szesnaście lat, więc nie ma szansy, że będzie nas coś łączyć.
- Justin, cholera. Ona jest gorąca - słyszę przy uchu. Ryan stoi tuż obok mnie, odbijając piłkę w rytmicznym tempie.
- Ona ma z piętnaście lat, człowieku - prycham i szturcham go pięścią w ramię. Ten tylko się głupio śmieje.
Ruszamy na boisko śmiejąc się i gadając na różne. Naprawdę mało, dla mnie, ważne tematy.